
Otóż ryba przestawiając żwir wzięła jeden kawałek do pyska i biedna nie mogła go wypluć. Jak dziecko nas zaalarmowało, to oranda unosiła się w toni, głową w dół w rogu zbiornika i już nie oddychała. Tylko szybka akcja przeprowadzona przy udziale wszystkich domowników uratowała rybci życie. Dzięki temu, że gdzieś się wcześniej w sieci natknęłam na opis podobnej sytuacji nie spanikowałam i przy pomocy pęsety, usunęłam żwirek z pyska. Ryba od razu, aczkolwiek powoli, podpłynęła do powierzchni wody i wystawiając pyszczek ponad lustro wody kilkukrotnie łapała powietrze. Potem się wyciszyła i spokojnie zaczęła zasypiać. Rano wszystko było ok i tak jest do tej pory. Mam nadzieję, że po jakimś czasie nie okaże się, że jednak pomoc nadeszła zbyt późno i rybka doznała jakiegoś uszczerbku na zdrowiu i mi nie zdechnie.
Mając taką sytuację za sobą, zastanawiam się, czy jest może jakiś sposób na to, by uniknąć w przyszłości takich sytuacji. Teraz ryba miała ogromne szczęście, że byliśmy w domu i nie spaliśmy jeszcze, ale kiedyś może nas nie być w pobliżu.
Zastanawiałam się, czy może jednak nie byłoby lepiej, aby żwirek był mniejszy. Obawiam się tylko, co będzie, jeśli ryby najedzą się go. Generalnie starają się go zawsze wypluć, ale czy gdyby go jednak trochę zjadły, to czy nie byłoby to dla nich zabójcze? A może gdyby jednak był mniejszy, byłoby dla nich bezpieczniej?
Może mi ktoś pomóc w tym dylemacie? Nie chciałabym, aby rybki straciły życie, przez tak banalny problem, a przyznam, że nie wiem, co w takiej sytuacji robić.